Wierzenie w bratnie dusze w dzisiejszych czasach wydaje się żenujące – to jak przyznanie, że wciąż wierzę w Zębową Wróżkę, albo Świętego Mikołaja – ale ja wciąż tak jakby wierzę. Albo tak było. Myślałam nawet, że mam jedną. Powiedziałem mu to w pewnym momencie, a on potrząsnął głową i wydawał się rozbawiony.
Bawiło mnie myślenie o tym, głównie; to było jak Dorotka otwierająca drzwi do Oz w pełnym kolorze. Przywodziło to również na myśl dwoje ludzi, którzy razem wzbijają się w chmury, jak te wirujące zabawki Sky Dancer z lat 90-tych. Dziecięcość tej wizualizacji też wydawała się trafna. Skąd wziąłem ten pomysł? Czy on w ogóle mi służył? W większości przypadków, wydawało się to stawiać nierealistyczne oczekiwania i poczułem ulgę, gdy pozwoliłem temu odejść. Jak na ironię, lub nie, związek również się potem poprawił. To jest łatwiejsze widzieć rzeczy kiedy ty no czujesz jak jeżeli ty grasz rolę.
Czasami zastanawiam się co życie patrzałoby jak jeżeli my (ja) myślelibyśmy o romantycznych związkach jako więcej jak praca niż duchowe spełnienie (sposób my używał do, gdy małżeństwa były zasadniczo myślane jako małe firmy): Niektóre są dobre, inne złe, i chociaż powinieneś trzymać się jednego, który ci się podoba, zawsze jest ich więcej. W stosunkowo świeckim życiu, idea, że szczególny rodzaj związku może być dotknięty magią, poprzez pokrewieństwo dusz, jest akceptowalnym nowoczesnym sposobem wiary w coś poza racjonalnością. Być może oddanie, jakie moi przodkowie odczuwali w stosunku do wiary religijnej, ja teraz skierowałem całkowicie na koncepcję „właściwego faceta”. Może równoległą koncepcją z pracą jest idea „znalezienia swojej pasji”, która wydaje się równie miła w teorii, ale mało przydatna w praktyce.
Dawna historia w The Conversation zbadała, skąd pochodzi nasza wiara w ideę „bratnich dusz”. Dwie trzecie Amerykanów wierzy w bratnie dusze, według sondażu z 2017 roku – więcej niż wierzy w biblijnego Boga, jak zauważa profesor Skidmore w dziedzinie religioznawstwa Bradley Onishi. Odpowiedź jest najwyraźniej wielostronna: Tradycja żydowska i chrześcijańska wzmacniają koncepcję bratniej duszy, podobnie jak niektórzy starożytni Grecy i wczesnochrześcijańscy mistycy. Jak zauważa Onishi, poeta Samuel Taylor Coleridge był jednym z pierwszych (a być może pierwszym), który użył terminu „bratnia dusza”: W liście z 1822 roku do młodej kobiety napisał: „Aby być szczęśliwą w życiu małżeńskim… musisz mieć bratnią duszę”. (Coleridge sam ożenił się wiele lat przed wysłaniem tego listu i najwyraźniej „z czasem znienawidził swoją żonę”, jak podaje Wikipedia, i później się rozstali. Był również uzależniony od opiatów przez całe życie.)
I wtedy są Disney-fied bajki, w których mężczyzna i kobieta żyją długo i szczęśliwie, chociaż jak zauważa niedawny kawałek Aeon, możemy odchodzić od wyidealizowanej romantycznej miłości tam: „Dziś Disney nie oczekuje już od nas rycerza w lśniącej zbroi, ale raczej wybaczenia rodzeństwu i pogodzenia się z rodzicami”. (Na przykład: Frozen, Moana i Brave.)
Inną ciemną stroną wiary w bratnie dusze jest to, że wywyższa ona romantyczny związek ponad wszystkie inne aspekty życia. To wydaje się być skomplikowaną grą. Zaczynam podejrzewać, że życie byłoby łatwiejsze, gdybym miała mniejsze oczekiwania i zamiast tego była mile zaskoczona, gdy wszystko szło dobrze. A jednak jako przekonanie, wciąż czuję się dobrze w mojej głowie, jak coś, co mogę trzymać w ciemnych czasach. Coś szczególnego do uchwycenia.
Może słowo „bratnia dusza” jest jak samo słowo „miłość”: placeholder dla czegoś nienazwanego, irracjonalnego. Frustrujące. „Tej cholernej rzeczy, która mi się przydarza, a której nie mogę kontrolować, nieważne jak bardzo się staram”. Pewnego razu razem z przyjaciółmi wyjechaliśmy na weekend. Nie widziałem jednej z kobiet od dłuższego czasu, a w tym czasie wyszła za mąż. W pewnym momencie zapytałem ją o życie małżeńskie, a ona od niechcenia powiedziała coś, o czym często myślę. „Nie wiem, czy to miłość”, powiedziała, „ale nie miałabym nic przeciwko spędzaniu z nim reszty życia”
.