Przegląd albumu: Jason Isbell and the 400 Unit – 'Reunions'

Szacowany lider 400 Unit stawia jedną niepewną stopę do przodu w płynnie wykonanym dodatku do swojej czczonej dyskografii.

Pochodzący z Alabamy i Nashville Jason Isbell szybko stał się uważany za jednego z najlepszych autorów piosenek XXI wieku. Obecnie uznawany za jednego z prekursorów undergroundowej muzyki country, Isbell po raz pierwszy zyskał rozgłos, pisząc i wykonując ulubione utwory, takie jak Decoration Day dla południowo-rockowej grupy Drive-By Truckers. Jednak wrodzony talent 41-latka do pisania piosenek przebił się do powszechnej świadomości dopiero wraz z wydanym w 2013 roku albumem Southeastern. Uznawany obecnie za współczesny klasyk gatunku, Isbell ukierunkował niespokojne uzależnienie od alkoholu, które rozwinęło się w czasie jego działalności w Truckers, aby przenieść swój renesans trzeźwości na taśmę wraz z legendarnym producentem Dave’em Cobbem, co zaowocowało powstaniem takich zszywek alt-country jak Cover Me Up i Elephant. Cobb wyprodukował także kolejne płyty Something More Than Free i The Nashville Sound, z których ta ostatnia jest prawdopodobnie magnum opus autora piosenek osiągającego szczyt swojej perspektywy.

„Isbell zgubił swoją drogę, a Reunions jest wyblakłą mapą, dzięki której zamierza z powrotem poskładać kawałki świata, który znał.”

Najnowsze dzieło Isbella, Reunions, zostało nagrane podczas udokumentowanego okresu czyśćca w jego twórczości i małżeństwie z Highwoman, skrzypaczką i autorką tekstów, Amandą Shires. I choć brzmienie albumu jest starannie wypielęgnowane, jak na Cobba przystało, przesłanie, które się pod nim kryje, jest często ostrożne, niespokojne i niestabilne. Reunions jest fantastyczny; oczywiście, że jest, to pieprzona płyta Jasona Isbella. Jego strzeliste rock and rollowe tendencje i nienaganne liryczne zwroty są godne pozazdroszczenia przez najbardziej prestiżowych współczesnych. Jednak ci, którzy szukają naturalnego następcy The Nashville Sound, nie znajdą go tutaj – nostalgiczne, softrockowe tekstury z lat 70. w stylu Molotov odeszły w niepamięć, a zastąpiły je bardziej odległe, mniej bezpośrednie dzieła rzemiosła, a zmianę tę doskonale naśladuje okładka każdej z płyt. Isbell zgubił swoją drogę, a Reunions jest wyblakłą mapą, dzięki której zamierza z powrotem poskładać kawałki świata, który znał.

Tytuł czwartego singla Dreamsicle i pewny folk-rockowy instrumental wskazują na skromne, bujane rozważania wspomnianego Molotov, ale wczesne zawodzenie Isbella wyrywa okładki z ciasnego dzieciństwa rozpaczy. „Nowe trampki na licealnym boisku/And you swreed you’d be there” – wspomina, gdy zaniedbanie przeradza się w desperację w poszukiwaniu nowych pastwisk, z dala od słabości, które wiążą się z więzami rodzinnymi. Haczyk jest zwykłą odskocznią od rzeczywistości, a tytułowy słodki napój staje się dla młodszego Isbella niemal ucieczką od niespokojnej męki codziennego życia. W podobnym duchu niewinności podąża „Only Children”, poetycko opisując przyjaźń z kolegą po fachu, który skończył nieodwracalnie daleko od granic rzeczywistości. Często na Reunions, Isbell czuje się jak szczęśliwy jedyny ocalały z wiecznej traumy, trzymając się każdego tekstu i melodii.

„Często na Reunions, Isbell czuje się jak szczęśliwy jedyny ocalały z wiecznej traumy, trzymając się każdego tekstu i melodii.”Peter’s Autograph, pozycja Jasona na marginesie życiowego nieszczęścia znajduje go we wspomnianym czyśćcu, jako że sytuacja, która powinna zbliżyć go do żony, pozostawia go bezradnym wobec jej żalu. Strata bliskiego przyjaciela Shiresa, Neala Casala, nęka Isbella, który jest w stanie załatać każdą dziurę w jej sercu, i choć jego płynna kadencja prześlizguje się po emocjonalnym zgiełku, można sobie tylko wyobrazić, jak bolesnego wglądu wymagało napisanie „What do I do to let you know that I’m not haunted by his ghost?/Let him dance around our room, let him smell of your perfume”.

Nieco, to właśnie ten emocjonalny dystans trzyma Reunions z dala od wielkości The Nashville Sound w innych miejscach tracklisty. Podczas gdy St. Peter’s Autograph wokalnie prześlizguje się nad smutkiem w sposób osiągnięty przez zamknięcie i upływ czasu, aranżacjom mniej autobiograficznych utworów tutaj często brakuje zróżnicowanej palety z poprzednich wydawnictw. Prowadzony przez pianino River jest mile widzianą przerwą od pewnego, wyprodukowanego folk-rocka poprzednich utworów, ale jego intymność nie może pomóc, ale prowokuje do myślenia, że tylko Isbell i pianino wystarczyłyby na tym albumie, zwłaszcza, że użycie metafory jest mniej warstwowe niż w przypadku Flagship z Something More Than Free. Niemniej jednak, ambitna produkcja sprawdza się częściej niż nie, jak choćby intro What’ve I Done to Help, które oszałamia wspaniałymi smyczkami i gitarą, nie wspominając już o najbardziej lepkim haku na apokaliptycznym folk jamie od czasu Hangout at the Gallows Father John Misty.

Image credit: Alysse Gafkjen

Jedyną ulgą w It Gets Easier jest bardziej przestrzenny instrumental i powrót dowcipnego zwrotu frazy Isbella, ponieważ cyniczna aktualizacja na temat trzeźwości szczyci się muskulaturą nie do końca pasującą do reklamy Anonimowych Alkoholików („It gets easier but it never gets easy/I can say it’s all worth it but you won’t believe me”). Nawet radość rodzicielstwa jest zanurzona w niepokoju w zamykającym album utworze Letting You Go, kiedy Isbell tęskni za powrotem córki do domu małżeńskiego w dniu jej ślubu, aby zobaczyć „każdą ostatnią minutę każdego ostatniego dnia”. Jest to sentyment wyraźnie odległy od tego z The Nashville Sound, w którym jowialny front porch country przypomniał tej samej córce, że życiowym priorytetem jest zawsze znalezienie swojej pasji.

W tym momencie dyskografii Jasona Isbella, Reunions jest albumem, w którym powinien był, jak wielu innych, poddać się presji i stworzyć coś surowego, niespójnego i zagubionego. Zamiast tego, Isbell wyróżnia się jako autor z wytrwałością, która pozwala mu pozbierać skrawki mapy skarbów, zlokalizować rozproszone konceptualne fortuny i poskładać kolejne znakomite studyjne dzieło. Jason Isbell, wciąż w swoim niepokornym wieku, jest o jeden lub dwa świetne albumy od zostania Springsteenem tej generacji.