Jednym z wczesnych miejsc przeznaczenia online przed Internetem był Prodigy. Jak wiele cudownych dzieci, które dzielą tę nazwę, Prodigy zaczynał z wieloma obietnicami, ale skończył jako katastrofa. Gościnnie udzielający się Michael Banks rzuca okiem wstecz na udręczoną podróż Prodigy.
Internet jest jedną z tych rzeczy, które trudno sobie przypomnieć, jak to było nie mieć go w pobliżu. Ale zanim wszyscy zostali podłączeni do Internetu, ludzie, którzy chcieli wejść do sieci musieli robić inne rzeczy. Wybór był ograniczony. Albo używałeś lokalnego BBS, gdzie cała komunikacja pozostawała lokalna, chyba że sysop był podłączony do sieci jak WWIV lub Wildcat, albo używałeś płatnej usługi z ogólnokrajowym zasięgiem.
Prodigy był jedną z tych usług premium. Była to usługa online sprzed Internetu, która odniosła sukces pomimo niewiarygodnych błędów, takich jak cenzura i odbieranie usług, które oferowała za darmo. Ale miliony ludzi mają miłe wspomnienia z Prodigy, ponieważ było to ich pierwsze doświadczenie online.
Prodigy był wielkim hitem, zwłaszcza dla tych nowych w świecie online, ponieważ miał gładką grafikę NAPLPS i był łatwy w użyciu. Ludzie, którzy nigdy nie byli online, zostali przyciągnięci przez krajową reklamę w telewizji i czasopismach. I byli zachwyceni tym, co znaleźli na Prodigy: wiadomości, pogoda, referencje i raporty sportowe; tablice ogłoszeń; e-mail; i reklama, jedna nierzucająca się w oczy reklama na prawie każdej stronie. Ale nie było pobierania plików ani czatu. Ale to nie miało znaczenia; większość członków nigdy nie widziała niczego innego.
Nieograniczony dostęp do tych dobrodziejstw kosztował tylko $12.95 miesięcznie – bez opłat za minutę, o które trzeba było się martwić. Ponadto Prodigy był pierwszym serwisem internetowym, który dawał członkom wiele identyfikatorów użytkownika. Takie dobrodziejstwa były niespotykane. Wydawało się to niemożliwe, ale dzięki wsparciu Sears i IBM stało się realne.
Zaprojektowany, by odnieść sukces, skazany na porażkę
Wydawało się, że nic nie może pójść źle. Ale serwis wpadł w kłopoty, zanim jeszcze został otwarty. Projektanci Prodigy założyli, że członkowie będą spędzać większość swojego czasu w sieci na przeglądaniu stron reklamodawców, wiadomości i innych „pasywnych” ofert. I tak system został zaprojektowany z myślą o minimalnym użyciu na odległość.
Punkty obecności (POP) w każdym mieście miały zawierać większość zawartości Prodigy. Raz dziennie POP-y odświeżały swoją zawartość, łącząc się z głównym komputerem Prodigy za pomocą linii dzierżawionych. Członkowie mieli dostęp do zawartości lokalnego POP-u za pomocą lokalnego połączenia telefonicznego. W ten sposób nie było potrzeby utrzymywania otwartych połączeń sieciowych w celu przesyłania danych do poszczególnych użytkowników.
Jednakże zachowanie członków Prodigy nie było aż tak pasywne. Grawitowali oni wprost do interaktywnych elementów Prodigy – poczty elektronicznej i tablic ogłoszeń. W 1990 r. zaledwie pięć procent członków wysłało ponad 3,5 miliona wiadomości e-mail. Ilość wiadomości oznaczała, że POP-y codziennie wykonywały mnóstwo telefonów do domów, generując miliony dolarów wydatków. Znani reklamodawcy pomogli pokryć te wydatki, ale problemy dopiero się zaczynały.
Wysłać cenzorów
W 1991 roku zarząd Prodigy zdecydował się na cenzurowanie treści. Prawdopodobnie zaczęło się to jako pomysł na zmniejszenie ruchu w wiadomościach, ale Prodigy zaczęło zakazywać negatywnych komentarzy o reklamodawcach, a następnie wszelkich publicznych komentarzy o reklamodawcach. Dodatkowo, Prodigy zakazało profanacji i wszystkiego innego, co mogłoby kogokolwiek obrazić. Następnie wprowadzono zakaz prowadzenia wojen płomieniowych między członkami. Wkrótce serwis dosłownie zdelegalizował posty, które wymieniały innego członka z imienia.
Centralnie każda wiadomość była badana przez cenzorów, a każda, która naruszała zasady była usuwana. Było to syzyfowe zadanie, a oni przesadzali z tym. Na przykład, członkowie nie mogli używać słowa „suka” na forum hodowców psów. I podobno dyskusje o dziesięciocentówce Roosevelta zostały usunięte z forum kolekcjonerów monet, ponieważ był tam członek, którego nazwa ekranowa brzmiała „Roosevelt Dime.”
Członkowie Prodigy byli oburzeni. Tysiące walczyły z tym, organizując użytkowników w podziemne grupy e-mailowe. Wątki rozmów były zbierane z tablic i krążyły na zasadzie listerv, gdzie każdy uczestnik dodawał komentarze i przekazywał je dalej. Przypominało to wysyłanie grup dyskusyjnych USENET do tysięcy odbiorców kilka razy dziennie. Ruch e-mailowy rozrósł się do oszałamiających rozmiarów.
Prodigy odpowiedziało ogniem z limitem na wiadomości e-mail. Jeśli wysłałeś więcej niż 30 wiadomości miesięcznie, musiałeś zapłacić pięć centów za wiadomość. Kopie węglowe kosztowały ćwierć. I płaska stawka wzrosła do 14,95 dolarów. Niektórzy członkowie pisali do reklamodawców Prodigy w proteście i mieli swoje konta anulowane.
Od złego do gorszego
Nowe plotki leciały, że Prodigy czytało pocztę elektroniczną każdego. Potem znacznie gorsza plotka rozprzestrzeniła się jak ogień: Prodigy atakowało bezpośrednio komputery użytkowników.
Tak jak w przypadku AOL, część zawartości Prodigy była tymczasowo przechowywana na dyskach komputerowych członków. Prodigy zapisywał elementy sesji online na komputerach swoich członków i odczytywał dane z powrotem w celu wykonania pewnych operacji. Czasami sektory wykorzystywane przez te pliki cache zawierały dane z innych aplikacji, które nie zostały wymazane po ich usunięciu. Kilka osób, które niezależnie pracowały nad znalezieniem hacka do zapisywania wiadomości BBS i poczty na dysku (coś, na co Prodigy nie pozwalało ze względu na prawa autorskie), odkryło to i zaczęło rozmawiać o tym z innymi członkami. Szybko przerodziło się to w plotkę, że Prodigy umieszcza na komputerach członków oprogramowanie szpiegujące.
Nie zważając na to, że ani jedna dziesiąta jednego procenta członków Prodigy nie miała niczego, co mogłoby choćby przelotnie zainteresować obcych – jeśli Prodigy czytało dyski członków, to musiało być do niczego. Prodigy przerobiło więc swoje oprogramowanie, aby wyeliminować buforowanie danych. Pomimo wielu podekscytowanych ludzi na i poza Prodigy, chcących wierzyć, że działo się coś złowrogiego, plotki w końcu ucichły — do czasu, gdy pojawiło się prawdziwe oprogramowanie szpiegowskie.
Getting chatty
Przez te wszystkie fajerwerki, Prodigy zdołało utrzymać się na powierzchni. Serwis dodał strefę pobierania plików – obsługiwaną przez Ziff-Davis i płatną. Coraz więcej członków zapisywało się do serwisu. Następnie, w 1994 roku, Prodigy popełniło największy błąd ze wszystkich: zaoferowało nieograniczone pokoje czatowe, bez żadnych dopłat.
Opłaty telekomunikacyjne poszybowały w górę, ponieważ tysiące członków pozostawało zalogowanych przez 8 lub 10 godzin dziennie — niektórzy nawet dłużej. Zarząd Prodigy był oszołomiony kosztami. Poza tym, to co było omawiane na czacie wysyłało cenzorów Prodigy w drgawki.
Prodigy wyłączyło czat. Naklejki na zderzakach i koszulki z hasłem „Prodigy Sucks!” pojawiły się we wszystkich częściach kraju. Setki członków prowadziło nieustanną wojnę z anty-Prodigy na BBSach i w każdym istniejącym serwisie online.
Prodigy wciąż traciło tak dużo pieniędzy, że zostało zmuszone do wprowadzenia opłat za minutę połączenia w niektórych serwisach. Jak na ironię, to właśnie w tym czasie inne komercyjne usługi internetowe zaczęły eksperymentować z oryginalnym schematem cenowym Prodigy: zryczałtowane opłaty za usługi podstawowe i dopłaty za usługi premium.
Ostatnia kropla
Niesamowite, że Prodigy przetrwało wszystkie błędy. Wsparcie Searsa i IBM pomogło, ale niska cena i Internet były tym, co faktycznie uratowało firmę od zagłady, przynajmniej tymczasowo. Oferowanie USENET i FTP utrzymywało zainteresowanie Prodigy w ogóle.
W 1997 Prodigy stało się dostawcą usług internetowych, ale nadal utrzymywało aspekt usług online, podobnie jak AOL robi to dzisiaj. Nawet bardziej niż dzisiejszy AOL, Prodigy próbowało stworzyć własną przeglądarkę internetową, ale to się nie udało. W 1999 roku, w obliczu problemów z Y2K, firma wyłączyła światła. Istniała jeszcze przez dekadę w różnych wariantach, w tym jako dostawca usług internetowych w Meksyku. Wejście na stronę prodigy.com przenosi dziś użytkownika na stronę my.att.net.
Och, tak: Prodigy popełniło jeszcze jeden błąd. Próbowała przypisać sobie odpowiedzialność za wynalezienie Internetu, poczty elektronicznej i ogólnie pojętego doświadczenia online. Cytując informację prasową Prodigy z 1999 roku, „Jedenaście lat temu Internet był tylko nieuchwytnym marzeniem, które Prodigy wprowadziło w życie.” Ta sama informacja prasowa mówi dalej: „Prodigy była pierwszą firmą, która zaoferowała tym wczesnym użytkownikom takie usługi, jak przeglądanie stron WWW, poczta elektroniczna, rezerwacje lotnicze i bankowość online.”
Jakkolwiek oburzające to wszystko było, Prodigy było odpowiedzialne za wprowadzenie milionów ludzi do usług online, pomagając uczynić reklamę online akceptowalną, oraz tworząc koncepcje płaskich stawek i wielu identyfikatorów użytkownika.
Co sprawiło, że byłeś pierwszy w sieci?
Czy byłeś jednym z tych, którzy zaczęli od Prodigy? A może zacząłeś od jednego z innych komercyjnych serwisów, takich jak CompuServe czy AOL? Może zacząłeś jak wielu w latach 80-tych na staromodnym BBS-ie.Weź udział w ankiecie poniżej i wypowiedz się w komentarzach.