Pisarka, poetka, mówczyni, piosenkarka, aktorka, tancerka, filmowiec, nauczycielka, mentorka, przyjaciółka i głosicielka prawdy – Maya Angelou była tym wszystkim i o wiele więcej. Nie była jednak politykiem ani osobą wtajemniczoną w życie polityczne – a jednak jej wpływ sięgał nie tylko polityki, ale wielu innych aspektów amerykańskiego życia. Do jej stale rosnącego grona przyjaciół należał zarówno obecny, jak i były prezydent USA – Barack Obama i Bill Clinton, którego pierwszą inaugurację zwiastowała swoim przełomowym wierszem „On the Pulse of Morning”.
Na długo przed tym, Maya była przyjaciółką i powierniczką Malcolma, Martina i Mandeli. Obywatelka-aktywistka, która była orędowniczką Lumumby, Nkrumaha i afrykańskiej niepodległości, maszerowała w obronie praw obywatelskich, sprawiedliwości rasowej, równości płci i wolności wynikających z pierwszej poprawki, potępiała apartheid i na każdym kroku broniła praw człowieka i jego godności. Urodzona w szczękach Jima Crowa, wychowana w samym środku Wielkiego Kryzysu, w wieku dojrzałym, gdy wiatry zmian zawirowały na całym świecie, stała się kobietą, której życie i słowa dotykały, rzucały wyzwania i inspirowały niezliczonych ludzi tu i za granicą.
W następstwie odejścia Mayi, Oprah Winfrey uchwyciła istotę tej fenomenalnej kobiety, kiedy powiedziała: „Wygrała trzy nagrody Grammy, mówiła w sześciu językach i była drugą poetką w historii, która recytowała wiersz podczas inauguracji prezydenckiej. Ale to, co najbardziej wyróżnia Mayę Angelou, to nie to, co zrobiła, napisała czy powiedziała, ale to, jak żyła. Poruszała się po świecie z niewzruszonym spokojem, pewnością siebie i zadziorną gracją.”
Rzeczywiście, Maya nazwała odwagę „najważniejszą ze wszystkich cnót,” i żyła swoim życiem odpowiednio. Patrząc wstecz na swoją podróż, oświadczyła kiedyś: „Moje życie było długie, a wierząc, że życie kocha wątrobę tego, odważyłam się spróbować wielu rzeczy, czasami drżąc, ale wciąż odważając się.” To wymagało odwagi, aby wstąpić i śpiewać, tańczyć, czytać jej poezję i działać publicznie. Trzeba było odwagi, by opuścić Amerykę we wczesnych latach 60-tych i przenieść się do Egiptu – i odwagi, by wmówić sobie, że jest dziennikarką z doświadczeniem na suwaku – a następnie osiedlić się w Ghanie z synem i znaleźć sposób na utrzymanie się jako pisarka, wrócić do Stanów Zjednoczonych i ponownie włączyć się w walkę o sprawiedliwość rasową, zostać poetką, pisać wspomnienia, zostać wybitnym profesorem, mimo że nigdy nie uczęszczała do college’u.
Trzeba mieć odwagę, jak również, aby stanąć i być policzonym jako aktywista obywatelski, aby przejść do przodu linii, zmierzyć się z wrogą policją na koniach i odmówić wycofania się. Na pogrzebie Mayi w Nowym Jorku, jej syn, Guy Johnson, wspominał jej zaciekły aktywizm i wiele razy, gdy jako chłopiec szedł z nią na marsze, zastanawiając się: „Czy przez moją matkę zginiemy dzisiaj?”.
Trzeba odwagi, by wystawić swoje życie, brodawki i wszystko, na pokaz. Podobnie jak starożytny rzymski dramaturg Terence – którego stwierdzenie „Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce” Maya często cytowała – posiadała każdy aspekt swojego życia i bezkompromisowo o nim pisała. Jej przenikliwe, głęboko proste spostrzeżenia na temat kondycji ludzkiej i wiara w nasz potencjał przepełniały jej twórczość, wypowiedzi i rozmowy. O swoich słowach pisanych i mówionych, pracach autobiograficznych i wielu wierszach, deklarowała: „Mówię do czarnego doświadczenia, ale zawsze mówię o kondycji ludzkiej.”
W czasach, gdy głosy czarnych kobiet były rutynowo wyciszane i uciszane, nasze historie wołają, aby zostać usłyszane, Maya Angelou odważyła się założyć, że jej osobista historia miała znaczenie i że osobiste jest polityczne. Spoglądając wstecz i zastanawiając się nad swoimi dojrzałymi latami, celebrowała rodzinę i południową czarną kulturę, rozważała ludzkie słabości i ludzką kondycję, żywo opowiadała o upokorzeniach rasizmu, odważyła się ujawnić, że została zgwałcona jako dziecko i odmówiła zaszufladkowania jako ofiara. Dzieląc się swoją słodko-gorzką historią dojrzewania w swoim pierwszym pamiętniku, I Know Why the Caged Bird Sings, przetarła szlak dla nowych pokoleń czarnych pisarek, które zaczęły śpiewać swoje pieśni. Jej liczne wiersze, wspomnienia i przemówienia otworzyły drzwi i okna przypominając nam, jak powiedziała Pierwsza Dama Michelle Obama na pomniku Mayi w Północnej Karolinie, „że każda z nas musi znaleźć swój własny głos, zdecydować o swojej wartości, a następnie ogłosić to światu z dumą i radością, która jest naszym prawem jako członków rasy ludzkiej.”
Trzeba odwagi, by kochać swoje życie, siebie i innych ludzi – bez względu na kształt, rozmiar, kastę, klasę, odcień, religię czy narodowość, zwłaszcza w świecie rozdzieranym przez sztuczne granice i nieustannie konwulsyjnie napędzanym przez nienawiść. Niektórzy ludzie odwracają się, ale Maya wyciągnęła rękę. Jej ogromna, wybrana rodzina przyjaciół pochodziła ze wszystkich środowisk i miejsc, w tym z różnych orientacji seksualnych, poglądów politycznych i partii – tęczowe plemię symbolizujące jej przekonanie, że „jesteśmy bardziej podobni niż różni”.
Maya powitała mnie w tym plemieniu ponad 40 lat temu, kiedy ni stąd ni zowąd zadzwoniła i zaprosiła mnie na lunch. Wciąż mając dwadzieścia lat, byłam bardzo zieloną redaktorką początkującego wówczas magazynu Essence, a tam siedziałam praktycznie bez języka, łamiąc chleb z jedną z moich bohaterek, której poezja, historia życia, ciężko zdobyte prawdy i sukcesy wzmocniły moją odwagę i zainspirowały mnie do dalszych kroków. A ona siedziała i mówiła mi, jak bardzo podziwia magazyn i mnie.
Zaoferowała swoją dłoń w przyjaźni i od tego dnia trzymała ją mocno w swoim uścisku, dzieląc się opowieściami, mądrymi radami i twardą miłością, kiedy była potrzebna. Po drodze poznałam i pokochałam jej najbliższą rodzinę i połączyłam się w pokrewieństwie z jej stale rosnącym kręgiem przyjaciół – grupą, która, podobnie jak Maya, śmiała się, bawiła i ostro imprezowała, śpiewała i tańczyła, kibicowała sobie nawzajem, oferując pochwały i pocieszenie, gdy była taka potrzeba, a także, niezależnie od naszych przekonań, modliła się razem. Tym, co nas łączyło i nadal łączy, jest świadomość, że Maya wierzyła w nas i wzywała nas do bycia najlepszymi sobą na świecie, do odnalezienia i pielęgnowania naszej zdolności do miłości.
To był stały wątek w jej poezji i prozie, w jej przemówieniach i rozmowach. Miłość, za którą się opowiadała, nigdy nie była kiczowata, przesłodzona czy ślepa. W końcu, powiedziała kiedyś: „Kiedy ktoś pokazuje ci, kim jest, uwierz mu za pierwszym razem”. Jej rodzaj miłości wymagał od nas zdrowego rozsądku, jak również współczucia, byśmy stawali się kobietami, mężczyznami, podejmowali działania, stawali i byli odpowiedzialni. Będąc świadkiem, jak Maya przerwała przyjęcie, aby skarcić gościa po tym, jak zrobił homofobiczny żart, a następnie wstała i powiedziała mu, że nie jest już mile widziany w jej domu, wiem, że praktykowała to, co głosiła.
Stała, wysoka na swoich nogach, wysoka nawet u schyłku życia, kiedy była przykuta do wózka inwalidzkiego. W słowach, życiu i czynach po prostu odmówiła bycia związaną, zamkniętą, stereotypową lub odrzuconą. Pokonała przeciwności losu po prostu je ignorując. Ignorując przeciwności wobec czarnych ludzi, którzy pojawili się w czasach, gdy na drzewach wisiały dziwne owoce, wobec czarnej nastoletniej matki, która wyrwała się z sideł biedy, wobec kobiety, która przebiła się przez szklany sufit i betonowe mury rasizmu, które wciąż zniekształcają i ograniczają postęp ludzi.
Wiedziała, że stoi na potężnych ramionach swoich bezpośrednich przodków i tych, którzy przybyli przed nami wszystkimi, i oddawała im cześć. Jednak rościła sobie również prawo do tworzenia własnej formy. Chociaż nazwano ją Marguerite Annie Johnson, gdy się urodziła, ochrzciła się Maya Angelou i przejęła swoje własne przeznaczenie.
Mała dziewczynka, która przestała mówić na sześć długich lat, ponieważ myślała, że jej głos podburzył tłum do zabicia jej molestatora, była przeznaczona, by przemówić do świata jako Maya Angelou. Mówić i pisać, jak zauważył prezydent Clinton na jej pogrzebie, „z jasnością i mocą, która będzie oddziaływać na ludzi tak długo, jak długo będzie istniało słowo pisane i mówione”. I jako Maya Angelou wzywała nas do przyjęcia naszej lepszej natury, przypominała nam o naszym wspólnym człowieczeństwie, rzucała wyzwania naszym intelektom i wywyższała naszego ducha. „Wierzę” – powiedziała kiedyś – „że każdy z nas pochodzi od Stwórcy, snując smugi chwały”. Z pewnością Maya Angelou tak właśnie zrobiła.