Komentarz do Ewangelii Mateusza 22:1-14

Przypowieść Mateusza o nieudanej uczcie weselnej jest wyzwaniem dla kaznodziejstwa.

Jesteśmy słusznie zdumieni zachowaniem bohaterów tej dziwacznej opowieści. Wstępne zaproszenie na ucztę na cześć syna królewskiego spotyka się z odmową (werset 3). Jest to dziwne (nikt nie odrzuca królewskiego wezwania), ale nie głęboko niepokojące. Drugie zaproszenie osładza sprawę opisem misternych przygotowań (werset 4) – będzie pysznie! Któż by nie przyszedł na takie przyjęcie? Ale ci, którzy zostali zaproszeni, najwyraźniej nie są pod wrażeniem i wracają do swoich zajęć (werset 5). Ponownie, jest to niezwykłe zachowanie – ale jest to rodzaj dziwności, której nauczyliśmy się oczekiwać w przypowieści.

Ale potem sprawy idą zupełnie nie po kolei. Obserwujemy z przerażeniem, jak słudzy wysłani przez króla, aby ogłosić przyjęcie, zostają pojmani, wykorzystani i zamordowani (werset 6). Tego się nie spodziewaliśmy! Jak to się stało, że stawka nagle stała się tak wysoka? A dziwactwa i przemoc dopiero się zaczynają. W odwecie król wyrusza na wojnę przeciwko własnemu ludowi. Rozwścieczony ich działaniami rozpętuje armię. Zanim się zorientujemy, sami mordercy zostają zamordowani, a miasto (przypuszczalnie własne miasto króla!) jest kupą tlącego się popiołu (werset 7).

Ale dalej robi się jeszcze dziwniej. Z wciąż kręcącymi się głowami dowiadujemy się, że kolacja wciąż trwa (werset 8)! Teraz zaproszenia rozchodzą się ponownie, tym razem do zwykłych ludzi na „głównych ulicach” (zniszczonego?) miasta (werset 9). Najwyraźniej, podczas gdy żołnierze grabili i cięli – przez cały czas, gdy wielkie płomienie pożerały budynki poza murami pałacu – małe palniki Sterno pracowały cicho pod wystawnymi naczyniami w wielkiej sali, utrzymując posiłek gorący dla ewentualnych gości!

Innymi słowy, nie jest to realistyczna historia, a moją pierwszą sugestią co do jej głoszenia jest opowiedzenie jej w taki sposób, aby słuchacze byli zaproszeni do docenienia jej absurdów. Bez wątpienia jest to historia niepokojąca – wręcz zapalna. Ale być może uda nam się uzyskać pewną perspektywę, a nawet odrobinę hermeneutycznej przewagi, jeśli powiemy wprost, w jaki sposób nadweręża ona wiarygodność – nawet tę szczególną wiarygodność, którą rezerwujemy dla przypowieści. Z obniżoną nieco stawką realizmu, możemy zacząć odpowiadać na niektóre pytania.

Dlaczego ta narracja jest tak męcząca w swoich zwrotach akcji? Ponieważ jest ona konstruowana przez Mateusza jako alegoria historii zbawienia. Pod koniec pierwszego wieku wspólnota Mateusza popadła w konflikt z synagogą znajdującą się na końcu ulicy, a opowiadanie to jest narzędziem do zastanowienia się nad znaczeniem tego konfliktu.

Zauważmy, że nie chodzi tu o „chrześcijan przeciwko Żydom” – takie myślenie pojawi się później – ale o wewnętrzny konflikt w obrębie judaizmu. Z pewnością Mateusz i jego wspólnota rozumieli siebie jako wiernych Żydów, którzy odpowiedzieli na Boże wezwanie na ucztę w królestwie wydaną na cześć Mesjasza Bożego, Jezusa. Ale inni w niewytłumaczalny sposób odrzucili to wielkie zaproszenie, ignorując lub prześladując zarówno dawnych proroków, jak i nowych misjonarzy tej dobrej nowiny.

W świecie Mateusza, płonące miasto przywołałoby na myśl zniszczenie Jerozolimy z rąk Rzymian w 70 r. n.e., interpretowane tutaj jako sąd Boży nad tymi, którzy odrzucili nową rzecz, jaką Bóg uczynił w Jezusie. Niespodziewane zaproszenie dla zwykłych ludzi na głównych ulicach wskazuje na zaskakujący sposób, w jaki zaproszenie na ucztę Królestwa Bożego jest coraz bardziej rozszerzane i przyjmowane przez tych, którzy kiedyś byli uważani za outsiderów.

Ale zanim zdecydujemy, że jest to tylko Mateusza wypracowanie niektórych retorycznych przemocy wobec przeciwników, i zapewnienie jego własnej społeczności, że są po właściwej stronie historii zbawienia, powinniśmy przeczytać historię do końca: denouement nadchodzi, i to jest doozy.

Z przyjęciem w pełnym rozkwicie, król wchodzi do sali bankietowej i porusza się wśród gości. Ku swemu przerażeniu stwierdza, że jeden z nich nie jest odpowiednio ubrany. „Przyjacielu”, pyta, „jak się tu dostałeś bez szaty weselnej” (werset 12)? I nie otrzymawszy zadowalającej odpowiedzi, każe biedaka związać i wyrzucić – nie tylko poza salę, ale do „ciemności zewnętrznych, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów” (werset 13). Z takimi „przyjaciółmi”, kto potrzebuje wrogów?

Ponownie, wiarygodność jest nadwerężona do granic możliwości: oczywiście, że facet nie jest odpowiednio ubrany – został ściągnięty z ulicy w ostatniej chwili! Ale znowu, alegoria, a nie realizm, jest tu najważniejsza. Mateusz ostrzega swoją wspólnotę przed samozadowoleniem. Ten król nie jest popychadłem i jeśli nowi goście są beneficjentami niespodziewanie hojnego zaproszenia, to jednak muszą się strzec przed samozadowoleniem, jakie okazali pierwsi zaproszeni. Drzwi wspólnoty królestwa są szeroko otwarte, a zaproszenie jest skierowane dosłownie do wszystkich. Ale kiedy już się wejdzie, obowiązują pewne normy. Nie możesz dalej zachowywać się tak, jakbyś nie był na nadzwyczajnym przyjęciu.

Ale nawet jeśli odpowiednie ubranie jest metaforą potrzeby odpowiedniego zachowania w nowej, inkluzywnej wspólnocie, przypowieść może mówić więcej niż ktokolwiek się spodziewał – i nadmiar będzie głosił. Być może Mateusz pierwotnie zamierzał to jako surowe ostrzeżenie, aby żyć według rygorystycznych standardów wyższej sprawiedliwości (5:20, 48), ale historia, zbyt długo spychana w dół i zniekształcana przez alegoryczne żądania, podnosi się w końcu, aby potwierdzić swoją własną zachwycającą możliwość.

W świecie tak opowiedzianej historii, problem z tym facetem nie polega na tym, że nie traktuje rzeczy wystarczająco poważnie. Nie, jego problem polega na tym, że nie potrafi się bawić. Królestwo niebieskie (werset 2) to przecież bankiet, a ty musisz włożyć swój strój imprezowy i wziąć udział w programie. Muzyka królestwa gra i czas wstać na parkiet. Albo, jak to ujął nieco bardziej trzeźwy, ale nie mniej teologicznie bystry Barth: „W ostateczności wszystko sprowadza się do tego, że zaproszenie jest na ucztę, i że ten, kto nie jest posłuszny i nie przychodzi odpowiednio, a więc odświętnie, odmawia i odrzuca zaproszenie nie mniej niż ci, którzy nie chcą być posłuszni i w ogóle się pojawić.”1

Notatki:

1 Karl Barth, Church Dogmatics, II/2 (Edinburgh: T. & T. Clark, 1957), 588, cytowane w Jarvis, Cynthia A., „Matthew 22:1-14: Theological Perspective,” Feasting on the Gospels: Mateusz, tom 2, rozdziały 14-28, WJK, 2013, 186. Podkreślenie moje.