Bez ojczyzny, bez nadziei – europejscy' Romowie znów na linii ognia

„Hej, Cyganeczko! Spójrz w swoją kryształową kulę” – śpiewał w latach 60. piosenkarz Ricky Nelson, zastanawiając się nad swoją romantyczną przyszłością. Niewielu dzisiejszych Romów ma złudzenia co do tego, co czeka ich w przyszłości, i z pewnością nie jest to romantyczne. Komentarze nowego ministra spraw wewnętrznych Włoch, Matteo Salviniego, wywołały małe poruszenie. Zlecił on „spis powszechny” 130 000 Romów we Włoszech i ma nadzieję na wydalenie tych zagranicznych, przyznając, że „niestety” nie jest w stanie nic zrobić z rdzennymi Romami we Włoszech.

Wypowiedzi Salviniego nie są niczym nowym. Osiem lat temu prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, obrał sobie za cel deportację rumuńskich i bułgarskich Romów. Wówczas oburzenie było większe, a międzynarodowy backlash znaczny. (Sarkozy ostatecznie przekupił Romów z powrotem do Rumunii kosztem 300 euro za głowę, ale plan się nie powiódł, gdy wielu z nich wzięło pieniądze i opuściło Francję, by następnie powrócić). Żyjemy teraz w dziwnych czasach. Jaką nadzieję ma niesmaczny włoski minister – ten sam człowiek, który zabronił dokowania łodzi ratunkowych dla migrantów z Morza Śródziemnego – aby zaszokować świat, gdy prezydent Trump dopiero co został zawstydzony, aby zakazać rozdzielania rodzin imigrantów na południowej granicy Ameryki?

Jest to szczególnie prawdziwe w przypadku Romów, grupy, o którą nikt nie wydaje się dbać. Czy ktoś może nawet przypomnieć sobie przemoc wobec ich społeczności na Węgrzech Viktora Orbána; ciągłe ataki, które ostatecznie doprowadziły do werdyktu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2017 roku, który orzekł, że brak działania państwa wydawał się legitymizować nadużycia? Jako ostatni chłopiec do bicia w Europie, Romowie nie mają głosu klasy średniej, nie mają ojczyzny, nie mają wpływu na scenę międzynarodową. A jednak są największą mniejszością etniczną w Unii Europejskiej.

Społeczeństwo stało się ostatnio dobre w retrospektywnych wyrzutach sumienia, i słusznie. Wielka Brytania regularnie przeprasza za naszą rolę w handlu niewolnikami, a Niemcy ciężko pracowały nad pogodzeniem się z holokaustem. Ale jak wiele zbiorowego współczucia należy się Romom? Byli oni ostatnimi oficjalnie zniewolonymi ludźmi na kontynencie europejskim. Będąc własnością właścicieli ziemskich i kościoła, rumuńscy Cyganie zostali w pełni wyemancypowani dopiero w latach 1855-56, tuż przed połączeniem się Wołoszczyzny i Mołdawii w celu utworzenia Rumunii. Wtedy bodźcem było mniej współczucie, a bardziej strach przed potępieniem na arenie międzynarodowej.

Rumunia ma największą populację Romów w Europie, z niektórymi szacunkami umieszczającymi ją powyżej 2 milionów. Podobnie jak Sarkozy, Salvini celuje głównie w tych, którzy są Rumunami, a na pewno wschodnioeuropejczykami (6 milionów Romów w UE mieszka głównie w byłych państwach komunistycznych). Tam obijają się na dnie społeczeństwa. Sto lat temu rumuńskim Żydom odmawiano obywatelstwa i prześladowano ich za samo istnienie; dziś ich miejsce zajęli Romowie.

Być domem dla proporcjonalnie największej mniejszości żydowskiej w Europie, obecnie w Rumunii jest zaledwie 3000 Żydów – większość wyjechała do Ameryki, a później do Izraela. Ale Romowie nie mają Izraela, a Ameryka z pewnością nie będzie ich witać w najbliższym czasie. Podobnie jak Żydzi, byli oni celem Holokaustu, ale ci, którzy przeżyli, nie mieli dokąd pójść. Są obywatelami, ale tylko z nazwy. Los Romów, zamkniętych w gettach i regularnie poddawanych przymusowym eksmisjom, jest ponury. Wiem, spędziłam z nimi trochę czasu. Poród jest często ich jedynym sposobem na otrzymanie legalnych rządowych zasiłków, a ponieważ zaledwie 9% romskich dzieci kończy szkołę średnią, ich perspektywy są ponure. Masowa industrializacja w czasach komunizmu zniszczyła sposób życia, który był uzależniony od chałupnictwa i lokalnego know-how. Zapomnij o zniekształconych opowieściach o Cyganach-oszustach, którzy budują lśniące pałace – zdecydowana większość z nich żyje na granicy ubóstwa. W sąsiedniej Bułgarii (gdzie mieszka około pół miliona osób) coraz częściej dochodzi do ataków antyromskich. Niektórzy udają się więc na zachód. „Zarabiamy więcej pieniędzy żebrząc tutaj”, powiedzą ci, a to niewiele mówi.

Społeczność ta niechętnie poddaje się spisom ludności, więc nie ma ostatecznych statystyk dotyczących populacji Romów w Wielkiej Brytanii, podobnie jak we Francji (uważa się, że jest ich około 200 000 w Wielkiej Brytanii, być może więcej we Francji), a jednak często w gazetach pojawiają się kampanie przeciwko ich obecności, historie pisane o dzieciach Fagina i kieszonkowcach, a także są oni przedmiotem nadgorliwych nalotów policyjnych. Społeczeństwo zachodnie generalizuje na temat Romów i szkaluje ich w sposób, w jaki nie odważylibyśmy się odnieść do żadnej innej mniejszości. W Rumunii ludzie czują się zszargani przez wpływ tej diaspory na ich narodowy wizerunek. „To są Tigani, nie Rumuni”, to częsty refren.

Jest XXI wiek – nawet 10 lat temu była nadzieja, że może to oznaczać postęp i współczucie, ale w dzisiejszej Europie dyskurs się utwardził. Po wpuszczeniu uchodźców do Niemiec nawet Angela Merkel walczy o swoje polityczne życie, a Wielka Brytania wychodzi z UE po części dzięki kampanii antyimigracyjnej. Jaka jest nadzieja? Niestety, włoski Salvini zdaje sobie z tego sprawę. Jego komentarze przeciwko najbardziej bezbronnej społeczności Europy były obliczone na zwiększenie jego popularności. Część Romów zostanie wydalona, mogą oni wrócić do Europy Wschodniej, a problem będzie się pogłębiał. Obrzucanie Trumpa wyzwiskami na Twitterze jest łatwe, ale bliżej domu, czy nie nadszedł czas, abyśmy zmierzyli się z niewygodną prawdą, że nikt nie chce Romów?

  • Tessa Dunlop jest nadawcą i historykiem
  • Share on Facebook
  • Share on Twitter
  • .

  • Share via Email
  • Share on LinkedIn
  • Share on Pinterest
  • Share on WhatsApp
  • Share on Messenger

.