Coraz trudniej jest uciec od faktu, że główny nurt protestantyzmu znajduje się w stanie dezintegracji. W miarę jak spada frekwencja, rosną wewnętrzne podziały. Weźmy na przykład sytuację Kościoła Episkopalnego w Stanach Zjednoczonych. Problem Kościoła Episkopalnego jest o wiele bardziej teologiczny niż moralny – ubóstwo teologiczne, które jest naprawdę monumentalne i które stoi za moralnymi błędami popełnionymi ostatnio przez jego władze.
Każda denominacja ma swoje artykuły teologiczne i księgi teologiczne, swoje liturgie i deklaracje konfesyjne. Niemniej jednak treść tych dokumentów niekoniecznie stanowi o tym, co można nazwać teologią roboczą danego kościoła. Aby znaleźć teologię roboczą kościoła, trzeba przejrzeć uchwały podejmowane na oficjalnych zgromadzeniach i posłuchać, co duchowni mówią z ambony niedziela po niedzieli. Trzeba przysłuchiwać się rozmowom, które mają miejsce na zebraniach duchownych „i słuchać rad, jakich duchowni udzielają strapionym parafianom. Roboczą teologię kościoła najlepiej jest, krótko mówiąc, określić stając się tym, co antropolodzy społeczni nazywają obserwatorem uczestniczącym.
Przez trzydzieści pięć lat byłem takim obserwatorem uczestniczącym w Kościele Episkopalnym. Po dziesięciu latach pracy jako misjonarz w Ugandzie, wróciłem do kraju i rozpocząłem studia magisterskie z etyki chrześcijańskiej u Paula Ramseya na Uniwersytecie Princeton. Trzy lata później objąłem posadę w Episkopalnym Seminarium Teologicznym Południowego Zachodu. Pełen podekscytowania wysłuchałem mojego pierwszego studenckiego kazania” i zostałem zaskoczony jego pustką. Student rozpoczął od wspaniałego pytania: Czym jest chrześcijańska Ewangelia? Ale jego odpowiedź, w ciągu całego kazania, brzmiała jedynie: Bóg jest miłością. Bóg nas kocha. Na próżno czekałem na jakieś słowo o zbawczej mocy Chrystusowego krzyża lub na deklarację Bożego zwycięstwa w Chrystusowym zmartwychwstaniu. Na próżno czekałem na obietnicę Ducha Świętego. Na próżno też czekałem na napomnienie, aby cierpliwie i wiernie czekać na powrót Pana. Na próżno czekałem na wezwanie do pokuty i zmiany życia według wzoru życia Chrystusowego. Z tego objawienia możemy wyciągnąć kolejny wniosek: Bóg chce, abyśmy się wzajemnie miłowali, a taka miłość wymaga od nas zarówno akceptacji, jak i afirmacji drugiego człowieka. Z tego punktu możemy wyprowadzić jeszcze jeden: Akceptacja miłości wymaga takiej formy sprawiedliwości, która obejmuje wszystkich ludzi, a zwłaszcza tych, którzy w jakiś sposób zostali zepchnięci na margines przez opresyjne praktyki społeczne. Misją Kościoła jest zatem troska o to, aby ci, którzy zostali odrzuceni, zostali włączeni „dla sprawiedliwości, tak jak włączenie definiuje politykę publiczną”. Wynikiem tego jest praktyczna równoważność między Ewangelią Królestwa Bożego i szczególną formą sprawiedliwości społecznej. Dla tych, którzy patrzą na Izbę Biskupów Kościoła Episkopalnego i jego Konwencję Generalną z zewnątrz, wiele z ich ostatnich działań może wydawać się reprezentować zaprzeczenie czegoś fundamentalnego dla chrześcijańskiego sposobu życia. Jednak dla wielu osób wewnątrz Kościoła Episkopalnego, zrównanie Ewangelii i sprawiedliwości społecznej stanowi podstawowy wyraz chrześcijańskiej prawdy. To nie jest etyczny podział na słuszność lub niesłuszność homoseksualizmu i małżeństw osób tej samej płci. Jest to teologiczna przepaść, która oddziela tych, którzy wyznają teologię boskiej akceptacji od tych, którzy wyznają teologię boskiego odkupienia. Spójrzcie, na przykład, na coraz bardziej powszechną praktykę zapraszania osób nieochrzczonych do udziału w Świętej Eucharystii. To jest jak zaproszenie gościa na rodzinny posiłek, tak twierdzą zwolennicy tej praktyki: jest to sposób na zaproszenie ludzi do środka i ewangelizację. W Kościele Episkopalnym, pewnym sprawdzianem tego, czy jakaś idea zyskuje przychylność jest pojawienie się pytania na ten temat na egzaminie generalnym. Pytania o rozwód i ponowne małżeństwo, ordynację kobiet, zachowania seksualne i aborcję – wszystkie one poprzedziły zmiany w nauczaniu i praktyce Kościoła Episkopalnego. Na ostatniej wersji egzaminu pojawiło się pytanie o otwartą komunię dla nieochrzczonych, co sugeruje, że jest to coś więcej niż tylko chmura na horyzoncie. Jest to raczej zmiana w doktrynie i praktyce, która szybko się utrwala i być może powinna budzić większy niepokój ekumenicznych partnerów Wspólnoty Anglikańskiej niż ostatnie zmiany w nauczaniu i praktyce moralnej. Istotnie, ważne jest, aby zauważyć podczas badania teologii roboczej Kościoła Episkopalnego, że zmiany w wierze i praktyce w Kościele nie są wprowadzane po długich badaniach i debatach teologicznych. Dokonuje się ich raczej poprzez prorocze działania, które dają wyraz doktrynie radykalnego włączenia. Takie działania stały się powszechne częściowo dlatego, że nie wiążą się z żadnymi kosztami. Od czasu walki o ordynację kobiet, Izba Biskupów Kościoła Episkopalnego zrezygnowała z jakichkolwiek prób działania jako zjednoczone ciało lub dyscyplinowania swoich członków. W obrębie danej diecezji prawie każda zmiana w wierze i praktyce może nastąpić bez kary. Pewne uzasadnienia są powszechnie wymieniane dla takiego niepowodzenia dyscypliny. Pierwszym z nich jest domaganie się płaszcza proroka przez innowatorów, często szybko poprzedzone stwierdzeniem, że Duch Święty sam czyni tę nową rzecz, która nie musi mieć żadnego dostrzegalnego związku z przeszłą praktyką kościoła. Wspierając się twierdzeniami o proroczym i napełnionym Duchem Świętym wglądzie, każda diecezja może usprawiedliwić swoje działanie jako opcję lokalną, która jest rzekomym prawem każdej diecezji lub parafii do pójścia własną drogą, jeśli wydaje się, że istnieją wystarczająco silne wewnętrzne powody, aby to zrobić. Wszystkie te uzasadnienia są obecnie oferowane dla praktyki otwartej komunii „co jest najwyraźniejszym możliwym sygnałem, że jest to idea, której czas nadszedł w Kościele Episkopalnym. Ale głębokie korzenie tej idei tkwią w doktrynie radykalnej inkluzji. Kiedy już zredukowaliśmy znaczenie zmartwychwstania Chrystusa i zbagatelizowaliśmy świętość życia jako podstawowy wyznacznik chrześcijańskiej tożsamości, pojęcie radykalnej inkluzji rodzi pogląd, że nie trzeba przychodzić do Ojca przez Syna. Chrystus jest drogą, ale nie samą drogą. Święta Eucharystia jest znakiem akceptacji ze strony Boga i ludu Bożego, dlatego powinna być otwarta dla wszystkich, a zaproszeniu nie powinno towarzyszyć wezwanie do pokuty i zmiany życia. Ta nieoficjalna doktryna radykalnej inkluzji, która jest obecnie teologią roboczą Kościoła Episkopalnego, działa w dwóch kierunkach. W odniesieniu do Boga, tworzy ona quasi-deistyczną teologię, która zakłada istnienie życzliwego Boga, preferującego miłość i sprawiedliwość jako inkluzję, ale nie działającego ani po to, by zbawić nas od naszych grzechów, ani po to, by podnieść nas do nowego życia na wzór Chrystusa. W odniesieniu do istot ludzkich wytwarza ona etykę tolerancyjnej afirmacji, która nie niesie ze sobą wezwania do nawrócenia i radykalnej świętości. Teologia pracy Kościoła Episkopalnego jest również zgodna z formą opieki duszpasterskiej, której celem jest pomoc ludziom w potwierdzeniu samych siebie, stawieniu czoła trudnościom i pomyślnym dostosowaniu się do ich szczególnych okoliczności. Podstawową (choć nie jedyną) formacją pastoralną oferowaną przyszłemu duchowieństwu Kościoła Episkopalnego jest od wielu lat Kliniczna Edukacja Pastoralna, która przybiera formę stażu w szpitalu lub innej instytucji opiekuńczej. W centrum uwagi znajdują się zazwyczaj wyrażone potrzeby klienta, postawy i wkład doradcy oraz przeniesienie i przeciwprzeniesienie, które definiują ich relację. W swoich wczesnych dniach, nadzorcy Klinicznej Edukacji Pastoralnej były pod silnym wpływem terapii skoncentrowanej na kliencie Carla Rogersa, ale ramy teoretyczne stosowane dzisiaj różni się znacznie. Dominującym założeniem we wszystkich formach, jednak jest to, że klienci mają, w sobie, odpowiedź na ich zakłopotanie i konflikty. Dostęp do osobistych zasobów i udane dostosowanie są tym, czego duszpasterz ma szukać, oferując opiekę duszpasterską. Może być pewna zasługa w umieszczaniu nowych duchownych w warunkach szpitalnych, ale ta szczególna forma nie nadaje się łatwo do rodzaju spotkania z Chrystusem, który prowadzi do wiary, przebaczenia, osądu, pokuty i zmiany życia. Konfrontacja, która często jest konieczna do zainicjowania takiego procesu, jest zdecydowanie niemile widziana. Stanowisko teologiczne związane z Kliniczną Edukacją Pastoralną nie jest jednym z wyzwań, ale takim, w którym Bóg jest przedstawiony jako akceptująca obecność „nie inaczej niż terapeuta lub pastor”. Ale to nie powinno być nieoczekiwaną zmianą. W teologii zdominowanej przez radykalną inkluzję, terminy takie jak wiara, usprawiedliwienie, pokuta i świętość życia wydają się należeć do antycznego słownictwa, które musi zostać przestarzałe lub na nowo zinterpretowane. Podobnie jest z pojęciem, że Kościół jest wspólnotą wybraną przez Boga w szczególnym celu dawania świadectwa o zbawczym wydarzeniu życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. To właśnie to świadectwo definiuje wielką tradycję Kościoła, ale teologia radykalnej inkluzji musi przyciąć tak mocne przekonanie. Aby być wierną sobie, może ona znaleźć miejsce tylko na jeden rodzaj świadectwa: włączenie wcześniej wykluczonych. Bóg już włączył wszystkich, a teraz my powinniśmy zrobić to samo. Zbawienie nie może być problemem. Teologia radykalnego włączenia, głoszona i praktykowana w Kościele Episkopalnym, musi określać centralną kwestię jako moralną, a nie religijną, ponieważ wykluczenie jest w końcu kwestią moralną nawet dla Boga. Musimy to jasno powiedzieć: Obecna teologia robocza Kościoła Episkopalnego zależy od zatarcia trudnej, odkupieńczej miłości Boga w imię nowego objawienia. Przesłanie, nawet gdy wychodzi z ust jego bardziej wyrafinowanych wyrazicieli, sprowadza się do włączenia bez zastrzeżeń. Myśląc wstecz o moich trzydziestu pięciu latach spędzonych w Kościele Episkopalnym, z przykrością uświadomiłem sobie, że to nowe objawienie niewiele różni się od podstawowego przesłania przekazanego mi w trakcie mojej własnej edukacji teologicznej. Na szczęście, w moim przypadku Bóg zapewnił interwencję. Przez około dziesięć lat mieszkałem wśród Bagandów, ludu zamieszkującego północny brzeg Jeziora Wiktorii. Baganda mają przysłowie, które w wolnym tłumaczeniu mówi: „Osoba, która nigdy nie podróżuje, zawsze chwali kuchnię swojej matki”. Podróż pozwoliła mi spróbować czegoś innego. Dopiero gdy spędziłem dłuższy czas za granicą, zdałem sobie sprawę, jak daleko Kościół Episkopalny stał od podstawowej treści Nicejskiego Chrześcijaństwa, z jego gęstym opisem Boga jako Ojca, Syna i Ducha Świętego, jego bogato rozwiniętą chrystologią, i jego przekonującym opisem Chrystusowego wezwania do świętości życia. Przyszłość anglikanizmu jako wspólnoty kościołów może zależeć od zdolności amerykańskiego Kościoła episkopalnego do znalezienia drogi wyjścia ze straszliwych ograniczeń narzuconych mu przez jego działającą teologię. Znaczna część Wspólnoty Anglikańskiej w Afryce dostrzega ten problem. Czy Amerykanie są w stanie? Nie wystarczy po prostu powołać się na Episkopalną Księgę Wspólnej Modlitwy i odpowiedzieć: Jesteśmy ortodoksyjni tak samo jak wy: uznajemy dwa Testamenty za słowo Boże, recytujemy klasyczne wyznania wiary podczas naszych nabożeństw, celebrujemy dominujące sakramenty i utrzymujemy porządek biskupi. Wyzwanie stawiane obecnie Kościołowi Episkopalnemu w Stanach Zjednoczonych (i, w domyśle, całemu liberalnemu protestantyzmowi) nie dotyczy oficjalnych dokumentów. Chodzi o działającą teologię Kościoła, której większość anglikanów w pozostałej części świata nie uznaje już za chrześcijańską. Philip Turner jest byłym dziekanem Berkeley Divinity School w Yale. Obecnie pełni funkcję wiceprezesa Anglican Communion Institute.